Nie możemy zorganizować zawodów dla Was, ale udało nam się zebrać naszą citytrailową ekipę i sprawdzić się na dystansie 5000m. Spotkaliśmy się 23 maja, w Wągrowcu, gdzie znajduje się siedziba naszej Fundacji. Zapraszamy do przeczytania relacji przygotowanej przez Łukasza Panfila.
8 marca 2020 w Warszawie kończyliśmy ostatni bieg CITY TRAIL sezonu 2019/2020. Zadowoleni z frekwencji, wyników i dobrze wykonanej pracy. W skali kraju zostały nam jeszcze wówczas 3 weekendy, podczas których mieliśmy odwiedzić 7 miast.
Posprzątaliśmy trasy w Lesie Młociny, spakowaliśmy biegowe miasteczko i pożegnaliśmy się jak zawsze w niedzielne, wczesne popołudnie. Pożegnaliśmy się jak co weekend, „do piątku”. Oprócz spotkań przy organizacji ostatnich siedmiu biegów mieliśmy jeszcze w perspektywie uroczyste tournée po Polsce. Czekało nas 10 gal podsumowujących sezon, na których jak co roku mieliśmy udekorować kilka tysięcy osób. I mimo ogólnego, społecznego niepokoju, niepewności związanej z rozwijającą się epidemią, nikt z nas nie wiedział, że w piątek się nie spotkamy. Ani w piątek, ani w kolejne weekendy.
Mijały długie tygodnie. Dla osób z ekipy, które pracują głównie przy organizacji imprez biegowych, szczególnie długie. Wybici z wyjazdowego rytmu, pozbawieni w znacznej części pracy, z poczuciem ograniczenia wolności, którą daje bieganie samo w sobie, pozostawaliśmy w kontakcie wirtualnym. W weekendy każdy z nas wyrywał kartki z kalendarza z zapisanymi planami, których realizację trzeba było odłożyć na później.
Ekipa organizatorów CITY TRAIL pracuje przy biegach przez cały rok. Kiedy kończy się cykl rusza w Polskę organizować kolejne wydarzenia. Jednym ze stałych punktów naszego kalendarza imprez jest Bieg Lwa w Tarnowie Podgórnym. Jako, że jesteśmy grupą przyjaciół i w większości aktywnych biegaczy, aspekt towarzysko – sportowy jest nie mniej ważny niż ten zawodowy. Nasze spotkania „robocze” łączymy ze wspólnym spędzaniem czasu, często bardzo aktywnym. Od 3 lat podczas wspomnianego Biegu Lwa organizujemy nasz wewnętrzny miting. Mistrzostwa ekipy CITY TRAIL. Dwa lata temu biegaliśmy na 10 000m, w ubiegłym roku - 5000m. Na tegoroczne zmagania wybraliśmy ten krótszy dystans. Ścigamy się na stadionie. Mimo, że przyświeca nam hasło „krok do natury” formuła rozgrywania naszych zawodów na bieżni pozwala nam się skupić w jednym miejscu i powalczyć o wyniki.
Nasze rodowody i pasje biegowe są bardzo różne. Wśród blisko 30 osób są miłośnicy biegów górskich, przełajowych, ulicznych i stadionowych. Te fascynacje mają również duży wpływ na organizowane przez nas imprezy. Wielowymiarowość i różnorodność nie jest przeszkodą. Szanujemy wzajemnie własne zdanie, ostatecznie mówimy jednym głosem i z takim samym zaangażowaniem dążymy do tego, aby nasze imprezy były jak najlepiej zorganizowane.
I tak samo było w przypadku propozycji, która padła w perspektywie blokady nałożonej na nasz biegowy świat. „Bieg Lwa co prawda się nie odbędzie, ale może spotkamy się w tym terminie i zrobimy nasze mistrzostwa?”. Odpowiedź była w stu procentach jednobrzmiąca - „Tak, robimy!”. Miejsce rozgrywania mistrzostw padło na Wągrowiec będący główną bazą CITY TRAIL. W pochmurną, szarą sobotę nasze spotkanie rozpoczęliśmy od kawy u Rodziców Piotra Książkiewicza. Mimo, że dzień był ciemny i wręcz depresyjny nagle zrobiło się kolorowo. Nareszcie po 76 dniach od pożegnalnego „do piątku” mogliśmy spędzić ze sobą trochę czasu. Pobudzeni kawą, posileni jabłecznikiem przygotowanym przez Mateusza Goleniewskiego, który tym razem zamiast soli użył do wypieku cukru, ruszyliśmy na stadion. Okazało się, że jest nas zaskakująco dużo, jakieś 85% ekipy. I znaczna część zdecydowała się wziąć udział w mistrzostwach. 18 osób na liście startowej. W związku z tym podzieliliśmy stawkę na dwie serie. Pierwsza, zawodników którzy mieli pobiec szybciej niż 18 minut, druga złożona z tych biegających nieco spokojniej.
Chwilę po godzinie 19-tej ekipa sędziowska, „obsługa medialna”, kibice i sami zawodnicy zgromadzili się w okolicach linii startu. Padający w ciągu dnia deszcz ustał, a o tym że był świadczyła mokra nawierzchnia tartanowa. Ośmioro wspaniałych, siedmiu chłopaków i wielokrotna medalistka mistrzostw Polski w biegach długich Dominika Napieraj, ruszyło walczyć o „citytrailowe” mistrzostwo. Zgodnie z przewidywaniami ton walki nadawali faworyci, Mateusz Goleniewski i Piotr Książkiewicz. Jako, że CITY TRAIL to współpraca i wzajemne wspieranie tak było i w przypadku sobotniego biegania. Mateusz z Piotrkiem ustalili przed startem tempo celujące w wynik poniżej 16 minut i zmieniali się na prowadzeniu. W początkowej fazie rywalizacji co dwa okrążenia, później co jedno. Za ich plecami podążała druga 5-osobowa grupa, która w trakcie walki rozbiła się na mniejsze i pojedynczych zawodników. Pierwszy kilometr liderzy minęli w 3:11.5, kolejny w 3:12, trzeci w 3:13.0. Ani jeden, ani drugi nie odpuszczał. Po czterech kilometrach wskazania zegara wynosiły 12:49.96 (czwarty kilometr w 3:13.3). Aby zrealizować założenia, ostatni kilometr musieli pomknąć najszybciej. I tak było! Walka o zwycięstwo wyglądała pasjonująco, a jej rozstrzygnięcia zaczęły się klarować przed dzwonkiem oznaczającym rozpoczęcie ostatniego okrążenia! Mateusz popisał się doskonałym finiszem i ostatecznie to on z czasem 15:51.0 został mistrzem ekipy CITY TRAIL na 5000m. Piotrek minął metę w 15:53.72 ustanawiając rekord życiowy. Piąty kilometr pokonali odpowiednio w 3:01.04 i 3:03.76! Strefy podium dopełnił Piotrek Bętkowski - 16:50.85. Dominika Napieraj finiszowała w 17:45.77.
Oczywiście nie można było ostatecznie ogłosić wyników i uznać, że medale zostały rozdane przed rozegraniem drugiej serii. Z logicznych przesłanek wynikało jednak, że w tej kolejnej raczej nikt nie zagrozi triumfatorom. Wystartowali biegnąc najpierw pod dyktando Łukasza Stachowiaka i Roberta Szulca. W stawce znalazł się również Łukasz Zimmer, który biegał już w pierwszej serii, ale ze względu na kłopoty żołądkowe musiał po 3km opuścić bieżnię. Tym razem najpierw zdecydował się wesprzeć Justynę Grzywaczewską i pomóc jej w uzyskaniu rekordu życiowego. Z resztą w tą pomoc włączyło się kilku innych uczestników. Pod koniec Łukasz włączył przerzutkę, pokonał ostatni kilometr w 3:10 i triumfował w 17:55. Plan Justyny zakończył się powodzeniem i mogła cieszyć się z życiówki, która od soboty wynosi 18:36.
Nie wszyscy uzyskali satysfakcjonujące wyniki, a niektórzy w tym autor tego tekstu, który w swojej sportowo najlepszej wersji zdublowałby się trzykrotnie zadowolony z siebie być nie mógł, poziom naszej rywalizacji jest swoistym fenomenem. Średnia czasów 18 startujących osób wyniosła 18:30. Możemy bez cienia wątpliwości powiedzieć – pod względem poziomu biegowego jesteśmy jednym z najmocniejszych teamów organizatorów imprez biegowych w Polsce. Jeżeli czytają to członkowie innych wydarzeń, podrzucamy zupełnie luźny pomysł na formę rywalizacji pomiędzy zespołami organizatorów. Dodam, będziemy jeszcze mocniejsi. I biegowo i organizacyjnie. Do zobaczenia na trasach!
fot. Łukasz Stachowiak i kibice ;)