Gubienie jest jedną z najmniej przyjemnych czynności w życiu. Chociaż nazywanie tegoż czynnością jest chyba niewłaściwe, bo czynność jest działaniem świadomym. Gubienie zazwyczaj nie. I o gubieniu właśnie jest najnowszy tekst Łukasza Panfila, do którego lektury Was zapraszamy.
Świadome gubienie wchodzi w grę, gdy mówimy o gubieniu kilogramów. Te można gubić, a nawet trzeba, jeśli jest ich nadzwyczajnie dużo. Bywa to jednak procesem nadzwyczajnie uciążliwym i długotrwałym. Chyba, że za arenę gubienia uznamy ścieżki biegów CITY TRAIL. Na nich jest przyjemnie. Wiem, bo raz startowałem. Niedużo biorąc pod uwagę fakt, że byłem na dwustu biegach CITY TRAIL. Ale na tych 199 kiedy nie biegałem, stałem z mikrofonem i mówiłem do naszych biegaczy. Mówimy o nich "nasi" dlatego, że ich lubimy i dla nich organizujemy biegi.
Osobiście ten raz pobiegłem nie po to, żeby gubić kilogramy, bo jestem w grupie która robić tego nie powinna, bo po zgubieniu źle wygląda. Wiem, bo kiedyś biegałem maratony i kiedy moja waga startowa zjeżdżała do 58 kilogramów, wyglądałem mniej okazale niż kiedy ważę 65. W CITY TRAIL pobiegłem po to, żeby już nikt nie mógł powiedzieć, że w CITY TRAIL nie biegałem. Biegałem w Olsztynie. Niewiele zapamiętałem, bo dałem z siebie wszystko. Za metą znalazłem chipa, którego ktoś zgubił, o czym niezwłocznie poinformowałem naszych biegaczy przejmując mikrofon od Piotra Bętkowskiego.
W takich sytuacjach opowiadam zazwyczaj, a właściwie zawsze co gubi się na imprezach biegowych. Jako spiker mam swoje stałe punkty programu, powtarzalne kwestie, których chciałbym uniknąć żeby nie wpaść w rutynę. Niestety nie zawsze się da i niektóre komunikaty są kserowane z biegu na bieg. No to opowiadam, co zazwyczaj gubią biegacze: dokumenty tożsamości, karty płatnicze, telefony i dzieci. Na słowo dzieci, ci którzy mnie słuchają reagują uśmiechem. Nie dlatego, że słowo "dzieci" samo w sobie budzi uśmiech, ale dlatego, że się gubią. Rodzic mimo, że boi się zgubienia dziecka raczej nie wierzy w to, że zgubi się ono naprawdę. Dlatego biegacze się śmieją z tego co mówię. A ja mówię prawdę, którą podpieram obserwacją na biegach. Jak nie ma pandemii to komentuję sto biegów rocznie. Jak jest taka, jak w zeszłym roku to nie komentuję wcale. W 2020 prawie cały czas milczałem. Na szczęście tegoroczna pandemia zawodowo mnie oszczędza, i nie muszę milczeć.
Te sto biegów rocznie jest zatem wiarygodnym studium przypadku. Uwierzcie: gubią się dokumenty, karty, telefony i dzieci. Przyjmując, że na każdej imprezie biegowej mam w ręku jedną kartę płatniczą, mógłbym zbliżeniowo zapłacić 5 tysięcy złotych za różnego rodzaju produkty. Karty jednak zawsze oddajemy. Nie tylko karty, ale w ogóle wszystko co nie nasze, a w naszym posiadaniu się znajdzie. I czasami w naszym posiadaniu znajdują się dzieci.
Jako, że jestem posiadaczem dwójki, rozumiem i bardzo przeżywam to, co przeżywa akurat rodzic, który nie wie, że dziecko znajduje się w naszych, czyli bezpiecznych rękach. Do niedawana jako jeden z nielicznych byłem w naszej ekipie rodzicem. Oprócz mnie była jeszcze nim osoba, która najlepiej u nas potrafi liczyć, czyli nasza księgowa Iza. A że potrafi liczyć, to ma ich czwórkę. Dzieci. W ostatnich dwóch latach liczba rodziców zanotowała w naszej grupie nadzwyczajny przyrost. Pojawiła się czwórka nowych dzieci, autorstwa ośmiorga rodziców. Dzięki temu poziom empatii naszej ekipy znacznie wzrósł.
Biegi dzieci, czyli CITY TRAIL Junior są dla nas od zawsze tak samo ważne, jak bieg dorosłych. Biegi dzieci dostarczają nam emocji i wzruszeń, których próżno szukać w rywalizacji na trasie przełajowej piątki. Szczerość i absolutna wolność w wyrażaniu uczuć zwłaszcza przez kilkulatków chwyta za serce najtwardszych i najmniej wrażliwych członków naszego zespołu. Wszystkie pięć kategorii wiekowych ma swoje indywidualne rytuały. Na każdej z trzech zbiórek organizacyjnych są stałe punkty programu. Kategorie D0 i D1 są najbardziej emocjonalne czego wyraz słyszymy w okrzykach zwiastujących startową gotowość. Kategoria D2, a zwłaszcza jej chłopięca część popełnia zawsze falstart. Nie zazwyczaj, ale zawsze! Nie powinienem o tym mówić głośno, ale lubimy to, czekamy na to i wiemy, że nastąpi mimo, że w świetle przepisów lekkoatletycznych jest niedozwolone. Najstarsi czyli D3 i D4 są śmiertelnie poważni, skupieni i absolutnie odporni na próby doskonałej jakości żartów, jak ten kiedy sędzia pyta ich czy mają konto na "Naszej klasie". Ubaw po pachy.
Zbiórki organizacyjne są niemniej ważną sprawą od samego biegu. Mimo, że powtarzalne, mimo że każda jest w większym stopniu powieleniem informacji z poprzedniej - trzeba na nich być i słuchać. O ile w przypadku kategorii D2, D3 i D4 słuchaczami, w dodatku dość pilnymi są dzieci i młodzież, o tyle w kategoriach D0 i D1 rejestrator mowy sędziego powinni włączać przede wszystkim rodzice. Zwłaszcza, że dzieci biega u nas dużo. Kiedyś było jakoś łatwiej, bo kiedyś, nie dalej jak 8 lat temu, na przykład w Bydgoszczy wszystkie kategorie wiekowe zgromadziły 7 zawodników. Słownie - siedmiu zawodników. Z biegiem lat ta siódemka ewoluowała do czterysetki. W szczytowych momentach zdarzało się przyjmować na mecie 400 młodych zawodników.
Ten wspaniały progres zwiększył moc decybeli na zbiórkach organizacyjnych. Bo dzieci lubią mówić i to jest dobre. A kwestie poruszają przeróżne i niekoniecznie związane z samym biegiem. Dzieci mają możliwość zadawania pytań po przekazaniu przez sędziego niezbędnych informacji. Zdarza się, że z tego korzystają. Jakieś 4 lata temu na pytanie dyrektora zawodów Piotra Książkiewicza "czy ma ktoś pytania" zgłosił się na oko 6-letni śmiałek, który przewrotnie zamiast pytania oznajmił: "a woda to zamarza!". Wprowadził dyrektora w zakłopotanie, bo jak odpowiedzieć na pytanie, które w istocie pytaniem nie było? Odkrycie zamarzania wody padło w sobotę w Lublinie. Dokładnie dzień później, na biegu w Warszawie po pytaniu o pytania zgłosił się też na oko 6-latek rzucając radośnie "a woda to zamarza". W tym momencie zamarzł nasz dyrektor, bo dziecko z Warszawy i dziecko z Lublina nie było tym samym dzieckiem. I trudno tutaj doszukiwać się jakiś teorii spiskowej, że 6-latek z Lublina zadzwonił do 6-latka z Warszawy mówiąc: "ej powiedz temu panu na zbiórce, że woda zamarza, mówię Ci jaka beka, nie będzie wiedział co odpowiedzieć". Dzieci w tym wieku nie robią sobie "beki" świadomie, dzieci w tym wieku są bezgranicznie szczere.
W miniony weekend w Warszawie przeżyliśmy chwile grozy, kiedy dwójka rodziców dzieci z kategorii D1 zgłosiła nam brak pociech na mecie. Początkowo zrozumieliśmy, że dzieci wystartowały. Zachodziliśmy w głowę jak to możliwe, że na tak oczywistej, stanowiącej niemal prostą, szeroką ścieżkę trasie mógł ktoś się zgubić. Chwilę upłynęło zanim zrozumieliśmy, że dzieci owszem poszły na start, ale tego czy ruszyły nie wiedział nikt, bo nasz sędzia nie jest w stanie znać każdego z co najmniej kilkudziesięciu małych ludzi. No i okazało się, że dwie pociechy nie ruszyły, bo same, nie czekając na sędziego i resztę uczestników sportowej rywalizacji, pobiegły z miejsca zbiórki w kierunku linii startowej, której nie zauważyły. Minęły ją i pobiegły dalej w rezultacie znajdując się znacznie dalej niż regulaminowe 300 metrów. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze, zguby się odnalazły, odetchnęli rodzice, odetchnęliśmy my, a ja mogę nadal z przekonaniem mówić, że na naszych biegach nikt ani nic się nie gubi.
Apeluję jednak brzmiąc w tej chwili oficjalnie (nawet dźwięk klawiszy zrobił się bardziej urzędowy) - kochani rodzice, bądźcie na każdej zbiórce organizacyjnej, która poprzedza start Waszych dzieci! I słuchajcie uważnie komunikatów przekazywanych przez sędziego. Jeden z nich brzmi, że dzieci od kategorii D1 rywalizują indywidualnie, bez udziału rodziców. Ale jest jedno istotne "ale" - na start biegu idziemy za panem prowadzącym zbiórkę.
W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, niepokojów, nurtujących Was kwestii pytajcie sędziego lub każdej osoby z zespołu organizacyjnego. Osoby te wyróżniają się charakterystyczną, zazwyczaj niebieską lub granatową kurtką w przypadku części męskiej, lub granatową i turkusową w przypadku części żeńskiej, o ile nie pomyliłem nazewnictwa kolorów. W każdym razie tył kurtki zdobi duży napis "CITY TRAIL z Nationale-Nederlanden", a przód ta sama treść pisana mniejszą czcionką. Pytajcie nawet jeżeli spotkacie jednego z nas w lesie i będziecie mieli wrażenie, że sam się zgubił. To Andrzej. On tylko sprawia wrażenie jakby się zgubił. W rzeczywistości najlepiej z całej ekipy zna topografię terenu, wszelkie zakamarki i zagłębienia leśne. Wie, bo zajmuje się znakowaniem naszych tras.
Was kochani rodzice prosimy o znakowanie dzieci numerami startowymi z przodu i uważne uczestnictwo w zbiórkach organizacyjnych.
Do zobaczenia!
fot. Filip Kowalkowski