Historia Pana Zbigniewa Bodnara ze Szczecina jest drugą z nagrodzonych prac w naszym konkursie "Opowiedz swoją biegową historię", w którym nagrodami są zegarki Suunto. Miłej lektury!
Nazywam się Zbigniew Bodnar. Od 2009 r. jestem emerytowanym stoczniowcem, mam (prawie) 72 lata a od trzech lat biegam. Dlaczego dopiero teraz?
Moja historia z bieganiem ma kilka początków. Wiele razy i w różnych okresach swojego życia próbowałem biegać, ale ostatecznie zawsze czegoś zabrakło; wytrwałości, chęci, czasu, kondycji …. Dopiero na emeryturze zebrałem się w sobie i postanowiłem ostatecznie: biegam i już! Od samego początku miałem świadomość, że jest to ostatni dzwonek. Jeżeli nie zacznę teraz, mając 70 lat, to nie zrobię tego już nigdy.
Wiosnę 2017 roku przywitałem pierwszym treningiem. Chociaż aktywność fizyczna nie była mi nigdy obca, bo dużo chodziłem, jeździłem na rowerze, na motocyklu, ćwiczyłem jogę, to nie przypuszczałem, że będzie to takie trudne. Początek mojej przygody z bieganiem miał miejsce na bieżni znajdującego się opodal mojego domu szkolnego boiska. Bieżnia ta miała długość ok. 350 metrów.
Kiedy wychodząc na ten pierwszy trening zamykałem za sobą drzwi, miałem mnóstwo wątpliwości; czy dam radę, co na to mój organizm itp.? Ale słowo się rzekło; czas, start! Największym problemem okazała wydolność mojego organizmu. Po przetruchtaniu ok. 50 metrów, czułem, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi, brakowało mi tchu, więc zamieniałem ów trucht na chód i następnych 100 metrów szedłem. Potem, kiedy serce uspokajało się trochę, znowu truchtałem i znowu szedłem … W taki sposób pokonywałem 5-6 okrążeń podczas każdego z kolejnych treningów. Wracałem do domu totalnie zmęczony, spocony, ale wcale nie byłem zrezygnowany. Nie! Łatwo się nie poddaję. Wiedziałem, że robię to dla swojego zdrowia, a cóż jest ważniejszego dla faceta na emeryturze niż zdrowie?! W marcu odbyłem jeszcze 4 takie treningi a po nich nastąpiła przerwa na 3 miesiące.
Musiałem się wiele nauczyć; co, jak i kiedy jeść, co pić podczas biegania i po nim, jak się funkcjonalnie ubrać, dlaczego nie można usiąść lub położyć się po forsownym biegu … itd. Słuchałem ludzi, którzy znają się na rzeczy, bo sami biegają, oglądałem rady trenerów, rehabilitantów. Krótko mówiąc zgłębiałem temat, żeby nie zrobić sobie krzywdy i żeby rodzina była o mnie spokojna, bo nie kryli swych obaw przede mną.
Do treningów wróciłem w lipcu i było ich 9 a w sierpniu już 12. Do 12 zwiększyłem wtedy także liczbę okrążeń. We wrześniu treningów było wprawdzie tylko 6, ale za to wróciłem do chodzenia i co najmniej 7 razy pokonałem dystans średnio 17 km, maszerując po Puszczy Bukowej i okolicy i poprawiając w ten sposób ogólną wydolność organizmu. Cały czas jest to bowiem wymagająca praca nad sobą, nad własnym organizmem i jego dobrostanem.
Po takiej „zaprawie”, 17 grudnia 2017 r. stanąłem jako zawodnik na starcie CITY TRAIL. To były moje pierwsze w życiu zawody, ale także początek regularnego już biegania. Zgodnie z zasadą, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia” biegałem coraz częściej, coraz chętniej i coraz bardziej oddalałem się od domu. Okazało się, że jest tyle ciekawych biegów, tras i atrakcji im towarzyszących a przy tym świetnej zabawy, że warto było podjechać kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów, żeby w takim biegu wziąć udział. Pojawiły się więc przy moich trofeach biegowych nazwy: Gryfino, Lipiany, Myślibórz, Choszczno. Chojna, Police, Gartz, Wolin, Siekierki a nawet Poznań (Bieg Niepodległościowy). Oprócz kilkudziesięciu medali (ok. 80) uzbierało się też wiele innych trofeów I nagród, w tym wylosowane po którymś z biegów 50zł.
W pewnym momencie przyszła mi ochota na biegi ekstremalne z przeszkodami terenowymi i wkrótce już wiedziałem, że to podoba mi się najbardziej. Wziąłem więc udział w „Biegu na K2”, w „Dzikim Weekendzie” i „Szarży Ułańskiej”. Myślę, że będę kolejne takie biegi. Lubię także brać udział w biegach charytatywnych. Oprócz przyjemności z samego biegania ma się dodatkową satysfakcję z faktu, że oto pomogło się komuś potrzebującemu. Między innymi dlatego biegam zazwyczaj w koszulce z Biegu Korczaka, co stało się w pewnym sensie moim znakiem rozpoznawczym.
Po tym dotychczasowym okresie mojego biegania nasuwają mi się pewne refleksje, którymi chciałbym się z Wami podzielić:
• Szkoda, że mało jest takich biegów, w których występuje kategoria wiekowa 70+. Wszak trudno mi rywalizować z np. 60-latkami, a chciałoby się zaznać od czasu do czasu smaku zwycięstwa, albo chociaż stanąć na którymś
z niższych „pudeł”. Gdyby ta kategoria wiekowa pojawiała się częściej, może zmobilizowałoby to innych siedemdziesięciolatków do ruszenia się z kanapy i pobiegnięcia przed siebie. Są, oczywiście, zawodnicy w moim wieku i nawet trochę starsi, ale oni biegają od ponad 30 lat, ja swoją przygodę zacząłem dopiero trzy lata temu.
• Przez cały czas trzeba się „dokształcać”. Czytać, czytać, czytać … nabierać umiejętności dbania o własne ciało i o wydolność organizmu, radzenia sobie z drobnymi kontuzjami itd., bo same (najszczersze nawet) chęci nie wystarczą, żeby bieganie dawało wszechstronną korzyść. Na jednym z biegów spotkałem pana w moim wieku, który postanowił w pewnym momencie „przeskoczyć” nieco swoje możliwości i wystartował w maratonie berlińskim. Potem przez pół roku leczył kontuzje, których się tam nabawił. Tę informację potraktowałem jak przestrogę i staram się nie robić podobnych głupstw.
• Rozgrzewka przed i rozciąganie się po biegu są niezwykle ważne i nie wolno żadnego z tych elementów pominąć, jeśli chce się biegać bez kontuzji i urazów.
• W bieganiu nie ma nic „za darmo”. Owocuje (wcale nie natychmiast) wyłącznie systematyczna praca nad sobą. Dowodem na prawdziwość tych słów jest chociażby fakt, że po raz pierwszy pokonałem trasę City Trailu - cały czas biegnąc - dopiero w tym roku - 21 lipca 2020 r. podczas wirtualnego City Trail on Tour a wcześniej (podczas imprezy biegowej „Mam marzenie” 11-12 lipca 2020 r.) zrobiłem trasę swojego pierwszego w życiu półmaratonu, również biegnąc non stop.
• Dobrze jest także postawić przed sobą konkretny cel i systematycznie go realizować. Ja postanowiłem przebiec w ciągu roku 1000 km i postaram się temu wyzwaniu sprostać.
Na koniec tej opowieści o moim późnym bieganiu może odrobinę statystyki:
Rok |
Liczba treningów |
Dystans ogólny w km |
2017 |
42 |
200 |
2018 |
127 |
850 |
2019 |
78 |
600 |
2020 (do lipca) |
61 |
510 |
Podsumowując: moje bieganie to był świetny pomysł. Schudłem do „przepisowej” wagi, czuję się młodszy, sprawniejszy i lżejszy… Poprawiła się znacznie moja wydolność tlenowa a kardiolog, pod którego opieką jestem, nie ma zastrzeżeń co do stanu mojego serca i naczyń krwionośnych. Czego chcieć więcej? Będę więc biegał tak długo, jak długo się da, nie zapominając wszakże o innych formach aktywności ruchowej.
fot. Jarek Dulny