Olsztyn

Lipiec w moim życiu

11.08.2020

Lipiec w moim życiu

Prezentujemy pierwszą z dwóch prac, które nagrodziliśmy w konkursie "Opowiedz swoją biegową historię". Autorką tekstu jest Pani Irina Hulanicka - stała uczestniczka naszych biegów w Warszawie. A nagrodą jest zegarek Suunto.

5 lipca 1977 roku. Akademgorodok.

Ja, studentka V roku wydziału matematyki na Uniwersytecie w Nowosybirsku (Akademgorodok), wybieram się na trening biegowy przed wyjazdem na rajd rowerowy „Wolgograd – Odessa”. Egzaminy zaliczone na 5, promotor mojej pracy dyplomowej, którą napisałam rok w wcześniej, jest zachwycony. Już pracuję w instytucie naukowo-badawczym nad ważnym projektem. Nauka jest moim marzeniem i całe moje życie. Nagroda Nobla…, Dlaczego nie. Jestem żywym dzieckiem, ale bieganie to tylko do stołówki akademickiej i z powrotem.

Trasa treningu prowadziłam leśnymi ścieżkami lasu, gdzie mieszkaliśmy w akademikach. Kierunek – morze. Dobiegłam do morza i spotkałam „niedobrego” człowieka. Musiałam uciekać.  Ten kilometrowy bieg był najszybszy w moim życiu. Następnego dnia byłam na stadionie i szukałam trenera od „szybkiego biegania”. „Jesteś już za stara, masz już 21 lat” – taki usłyszałam komentarz od trenera lekkiej atletyki od biegów. Obok przechodził trener lekkiej atletyki od rzutów. Po kilkuminutowej wymianie zdań zostałam od trenera od rzutów pozwolenie przychodzić na treningi z młodszymi studentami. Ogólnorozwojowe zajęcia i biegania te studenci też mieli. I taki był początek. Na ostatnim roku Uniwersytetu miałam dużo wolnego czasu, praca dyplomowa już była napisana rok wcześniej – wykorzystałam to na 100%. Weszłam do reprezentacji Uniwersytetu i miasta Nowosybirsk na dystansie 1500m. A za rok skończyłam studia, zostałam pracować w Akademii nauk. Jeszcze latem 1978 roku pojechaliśmy do Krakowa na wymianę studencką i na rajd rowerowy „Biała Podlaska- Gdańsk- Warszawa”. W Krakowie od miejsca zamieszkania do miejsca pracy (budowaliśmy akademik Uniwersytetu Krakowskiego - do dziś stoi i ma się dobrze) było 7 km. Co ranek zakładałam buty na nogi biegłam na budowę, omijając korki i tłok w autobusie. A potem był rajd. Tam poznałam Andrzeja, któremu złamałam rower. „Nie pojedziesz do domu do póki nie naprawisz roweru” – powiedział Andrzej Hulanicki. Rower do dziś stoi u nas w piwnicy niezreperowany.

Po powrocie do Akademgorodka praca w instytucie naukowo-badawczym 24 godziny na dobę. Prawie mieszkaliśmy w instytucie, do domu chodziliśmy tylko spać. Treningi robiłam w drodze przez stadion z instytutu do centrum obliczeniowym. Nie było w tam tych czasach komputerów personalnych. A że zajmowało mi to 2,5 godziny, a nie 30 minut jak innym, jakoś nikt nie zwracał uwagi. Po trzech latach od „najszybszego przebiegu” zrobiłam klasę mistrzowska i już biegałam w reprezentacji Nowosybirska i Dalekiego Wschodu na dystansie 3000m.

O moim hobby nikt nie wiedział, nadal trenowałam ze studentami. A na zawody lataliśmy samolotami w weekendy. Ale mój kierownik wykrył to po tym, jak przeczytał w miejscowej gazecie o moich sukcesach. I byłam postawiona pod ścianą: musiałam wybrać albo sport albo nauka. Nie było takiej osoby, która by łączyła sport i nauka. I znów byłam za stara na 3000 m, zacięłam biegać 10000 m i na jesieni 1983 roku pierwszy raz pobiegłam maraton. Założyłam: „Jeżeli ukończę maraton, to będzie ślub z Andrzejem”. Skończyłam maraton z czasem 3:02 i 22 października 1983 roku pobraliśmy z Andrzejem.

Pierwszy mój zagraniczny start był w Warszawie w 1984 roku, kiedy przejechałam zobaczyć miejsce swojej przeprowadzki – bieg imienna Rektora AWF Warszawa (byłam druga).

1 lipca 1985 roku, godz. 9:00. Dworzec Centralny Warszawa.

1 lipca 1985 roku przeprowadziłam się do Polski na stałe. Z pracą informatyka nie było łatwo. Spotkałam trenera Janusza Wąsowskiego w Jeleniej Górze na Mistrzostwach Polski w Biegu Górskim, który wygrałam. I po wygranym maratonie na jesienie w Warszawie zaczęłam trenować w klubie „Start” Otwock. A w styczniu 1986 roku pierwszy raz pojechałam na obóz w Krynicy. W kwietniu 1986 roku startowałam na Mistrzostwach Polski w maratonie w Dębnie i byłam czwarta z rekordem życiowym na tym dystansie z czasem 2:38:00. Ten wynik otworzył mi drzwi na światowe maratony. We wrześniu 1986 roku pobiegłam maraton w Berlinie Zachodnim i byłam szósta. A późnej  były maratony w Londynie, Berlinie, Wiedniu, Duisburgu, Birmingham, Eindhoven, Iraklion.

22 lipca 2020 roku. Warszawa.

I tak to trwa do dziś moje bieganie.

Po 10 latach zmieniłam obywatelstwo z już nieistniejącego Związku Radzieckiego na polskie, znalazłam pracę informatyka w dużej firmie. Nauka została tylko we wspomnieniach i w napisanych naukowych artykułach. A biegam nadal. Maratony odpuściłam, ale nie do końca. Pracuję jako fotokorespondent na maratonach, gdzie kiedyś biegałam. A w Berlinie w 2018 roku znów stanęłam na starcie maratonu. I przebiegłam :)

Zdjęcia: archiwum Autorki

 

Sponsor tytularny