Lublin

CITY TRAIL Team – Dominika Napieraj

02.10.2015

CITY TRAIL Team – Dominika Napieraj

Pomysł stworzenia biegowego teamu CITY TRAIL był naturalną konsekwencją naszych startów. W ekipie organizacyjnej mamy kilka osób regularnie biegających w zawodach – oczywiście pod szyldem CITY TRAIL Team :) Pewnego dnia pomyśleliśmy: dlaczego nie włączyć do teamu osób z zewnątrz, które startują w naszych biegach? Od pomysłu do realizacji minęło zaledwie kilka tygodni i tak od wiosny w naszych barwach biegają Dominika Napieraj, Monika Jackiewicz i Artur Olejarz :) Każde z nich przygotowało dla Was historię o swoich biegowych początkach. Zaczynamy od Dominiki :)

Dominika Napieraj to mistrzyni Polski w biegach przełajowych i na 5 km, srebrna medalistka mistrzostw Polski na 10000m i 10km, trzecia zawodniczka mistrzostw Polski na 5000m. Sezon 2015 "na ulicy" rozpoczęła od zwycięstwa w biegu na 10km towarzyszącym Orlen Warsaw Marathon z fantastycznym wynikiem 32:44, pokonując utytułowane zawodniczki: Agnieszkę Mierzejewską, Renatę Pliś, Dominikę Nowakowską, Katarzynę Kowalską i Monikę Stefanowicz. Dominika to też najlepsza zawodniczka CITY TRAIL Wrocław w edycji 2014/2015 i rekordzistka tamtejszej trasy. Jest zawodniczką Jacka Wośka, którego w biegowym środowisku raczej przedstawiać nie trzeba. Aktualnie Dominika jest w na VI Letniej Olimpiadzie Wojskowej w Korei, gdzie będzie reprezentować Polskę w biegu na dystansie 5000m. Startuje w poniedziałek, 5 października. 

Na podium Mistrzostw Polski Kobiet na 5km (Siedlce 2015)

A jak to się stało, że zaczęła biegać?

Pisanie o sobie i biegowych początkach to bardzo trudne zadanie. Wygląda na to, że łatwiej mi było zacząć trenować niż teraz poskładać parę zdań na ten temat.

Nie zostałam, jak większość wyczynowych sportowców, zauważona przez trenera na szkolnych zawodach, choć często zajmowałam na nich miejsca w czołowej trójce. W najbliższej okolicy nie działał żaden klub lekkoatletyczny, a biegowego bakcyla połknęłam w dużej mierze dzięki temu, że co roku w maju dosłownie pod oknami mojego rodzinnego domu odbywa się bieg uliczny Pętla Rudnicka. Czasem startowałam w nim w biegach dla dzieci i marzyłam, żeby w przyszłości dołączyć do zawodników na ponad trzynastokilometrowej  trasie. Pokonanie takiego dystansu wydawało mi się heroicznym osiągnięciem. Podziwiałam przyjeżdżających z całej Polski  biegaczy i często razem z rodziną pomagałam podając wodę na jednym z punktów odżywczych.  Udzielała mi się atmosfera zawodów, w których oprócz sportowej rywalizacji ważna była po prostu dobra zabawa.  Nic więc dziwnego, że co roku zarzekałam się, że następnym razem już na pewno wystartuję. Od słowa do czynu wiodła jednak długa droga, ponieważ dziecięcy zapał budził się zwykle na krótko przed zawodami. Podobnie zresztą jak u mojego taty, który powtarzał tak chyba od pierwszej edycji… 20 lat temu, a teraz regularnie startuje w biegach ulicznych.

Jedyne 10 lat różnicy...

Moje pierwsze długodystansowe bieganie to start w Biegach Pokoju w pobliskim Oleśnie pod koniec drugiej klasy liceum. Zachęcona przez wuefistę, miałam do wyboru dystans jednego kilometra dla uczniów szkół średnich lub występ w biegu głównym na pięciokilometrowej trasie. Zdecydowałam się na tę drugą opcję, chyba nie do końca świadoma na co się piszę. Przygotowania? Brak. Wynik nie powalał więc na kolana, ale cel został osiągnięty - nie zatrzymałam się ani na moment. Cierpiałam  27 minut i 10 sekund, ale satysfakcja na mecie pozwoliła zapomnieć o obolałych mięśniach i odciskach na stopach. W wakacje przejrzałam chyba cały internet, szukając planów treningowych i rad dla początkujących. A że niemal od razu dołączył do mnie Daniel, mój młodszy brat, razem motywowaliśmy się do pokonywania kolejnych odcinków. Po wakacjach pochłonęła mnie szkoła, ale cały czas miałam na uwadze start w Pętli Rudnickiej w następnym sezonie. Dalej jednak dystans wydawał mi  się kosmiczny! A przecież na własnym podwórku nie wypadało urządzać sobie spacerów. Wykazałam więc nieco więcej inicjatywy i zaczęłam szykować się "już" w marcu. Czasu znowu niewiele, ale i tym razem udało mi się przebiec bez zatrzymania i to tempem ok. 4:55/km, które wtedy było dla mnie prawdziwym powodem do dumy. Pętlę ukończył też Daniel, a na jesieni bieganiem zaraził się tata. Nowe hobby wypełniło mi czas pomaturalnych, podobno najdłuższych w życiu, wakacji, a wspólne wyjazdy na zawody powoli stawały się w naszym domu sposobem na spędzanie wolnego czasu.

Rodzinka w komplecie - na mecie Pętli Rudnickiej 2014

Dalej jednak nawet nie przypuszczałam, że zacznę trenować "na poważnie". Prawdę powiedziawszy nie miałam zielonego pojęcia o startach na bieżni i lekkoatletyce. A ponieważ zwykle byłam jedną z młodszych zawodniczek w ulicznej stawce, zastanawiałam się czasem gdzie podziewają się dziewczyny w moim wieku. Ale kiedy niespodziewanie w swoim pierwszym starcie na imprezie rangi mistrzowskiej zajęłam czwarte miejsce, sytuacja była dokładnie odwrotna.

Zaczynając studia we Wrocławiu z bieganiem było mi nawet łatwiej. Nad Odrą spotkać można było innych zapaleńców, a trasy ciągnęły się całymi kilometrami. W mojej miejscowości biegałam głównie po polnych dróżkach - w najbliższej okolicy nie ma lasu, a na ulicy na widok trenującego biegacza nie był codziennością.

We Wrocławiu, czasem udawało mi się wyciągnąć do towarzystwa kogoś z akademika lub pójść na organizowane dla amatorów wspólne treningi. Samo miasto, mieszkanie w akademiku i trudne matematyczne studia jeszcze bardziej pchnęły mnie w stronę biegania. Po prostu lepiej się czułam, łatwiej było przyswajać skomplikowany materiał, a przyzwyczajona do mieszkania na wsi, chyba potrzebowałam odrobiny przestrzeni.

Zimą postanowiłam, że w kwietniu wezmę udział w maratonie. Na moje szczęście, nie miałam przy sobie nikogo, kto wybiłby mi z głowy ten lekko szalony pomysł. Teraz pewnie pokorniej podeszłabym do tematu, ale jako żółtodziób ciągle szukałam nowych wyzwań.  W marcu pierwsza „połówka”- wokół Ślęży, a w kwietniu - Cracovia Maraton. I tym razem głównym celem było ukończenie biegu bez zatrzymania, ale pojawiły się też pewne wynikowe założenia. Zegar zatrzymał się dokładnie po 3:34:59 od wystrzału startera, a motyw muzyczny z "Piratów z Karaibów" do tej pory wywołuje u mnie ciarki na plecach. Nie zaliczyłam „ściany”, którą straszyli bardziej doświadczeni koledzy,  ale widok zawodników wbiegających na metę, kiedy ma się do pokonania jeszcze całe okrążenie wokół błoni to istna tortura!

Cracovia Maraton

Z czasem coraz bardziej zaczęłam przywiązywać wagę do uzyskiwanych wyników. Szybko się poprawiałam i na 10km byłam już w stanie pobiec poniżej magicznej granicy 40 minut. Bardzo chciałam, żeby ktoś  pokierował tym, co samej udało mi się zbudować. Postanowiłam więc nieśmiało zadzwonić do mojego obecnego trenera Jacka Wośka. I tak na drugim roku studiów zaczęło się prawdziwe trenowanie. Muszę przyznać, że w tym wypadku potwierdziło się to, co wcześniej wiele razy słyszałam z ust bliskich mi osób. Jestem w czepku urodzona - od razu trafiłam na odpowiedniego człowieka, który zna się na swoim fachu.  Było to szczególnie ważne w okresie, kiedy sama jeszcze nie potrafiłam odpowiednio interpretować zachowań swojego organizmu. Robiłam dokładnie to, co mówił mi trener. A on sam, patrząc z perspektywy, potraktował mnie bardzo delikatnie, tak, że teraz ciągle możemy liczyć na spokojny progres. Jestem mu za to ogromnie  wdzięczna. Poza tym atmosfera w naszej grupie treningowej powoduje, że chce się biegać. Znalazłam tu prawdziwych przyjaciół. Trening, nawet po ciężkim dniu, był pewną formą psychicznego odpoczynku. Natomiast sportowo - już od pierwszego sezonu pod trenerskim okiem pojawiły się pierwsze medale młodzieżowych mistrzostw Polski.

Pomarańczowa siła - Wosiek team :)

Moja współpraca z trenerem trwa już niemal 4 lata. Przez ten czas zdążyliśmy się dobrze poznać, przeżyć zarówno dobre, jak i nieco gorsze momenty. Chcę się dalej rozwijać, a w sporcie wytrzymałościowym potrzeba na to całych lat. Jeśli tylko zdrowie będzie mi dopisywało, wierzę, że spokojną pracą mogę jeszcze wiele osiągnąć. Nie jest to łatwa droga, nie muszę od razu zostać Mistrzynią Świata (chociaż nie miałabym nic przeciwko ;)). Mam swoje sportowe marzenia, ale najważniejsze, że mogę w życiu robić to, co naprawdę lubię, nawet jeśli czasem jest pod górkę.

Nieco gorsze momenty...

Teraz przede mną nowa próba. Dwa miesiące temu podjęłam pracę, co prawda nie związaną z moim matematycznym wykształceniem, ale dającą możliwość godzenia jej z trenowaniem.  Po czteromiesięcznej służbie przygotowawczej zostałam zawodowym żołnierzem. Mankament - musiałam wyprowadzić się z Wrocławia… Współpraca jest więc nieco utrudniona, ale mam nadzieję, że i ten problem w przyszłości uda się rozwiązać.

Przyjedź Mamo na przysięgę ;)

A jak trafiłam do CITY TRAIL Team?  W ostatnim sezonie przygotowawczym  regularnie sprawdzałam postępy startując na przełajowej trasie w Lasku Osobowickim.  Po zakończeniu cyklu, organizatorzy zaproponowali mi dołączenie do drużyny.  A trzeba przyznać, że to prawdziwi profesjonaliści! 

Rekordy życiowe Dominiki Napieraj:

5000m – 15:54,24 (Manchester, 2015)

5km – 16:39,00 (Siedlce, 2015)

10000m – 33:53,40 (Wieliczka, 2015)

10km – 32:44,00 (Warszawa, 2015)

Zdjęcie główne: Sandra Afek Photograhy

Partnerzy Główni

Partnerzy