Łódź

Artur Jabłoński i Viola Piatrouskaya zwycięzcami Supermaratonu Gór Stołowych

06.07.2015

Artur Jabłoński i Viola Piatrouskaya zwycięzcami Supermaratonu Gór Stołowych

SGS, który odbył się w sobotę, 4 lipca był ogromnym wyzwaniem dla zawodników. Ze względu na równolegle rozgrywane czeskie zawody MTB (ich trasa częściowo pokrywała się z trasą SGS) organizatorzy biegu zostali zmuszeni do przesunięcia godziny startu – z 9 na 11. W weekend w całej Polsce było upalnie, więc nie trzeba wyjaśniać, co to oznaczało… W tych arcytrudnych warunkach najlepszym okazał się Artur Jabłoński – zwycięzca cyklu CITY TRAIL Warszawa! Wśród kobiet pierwszą na mecie była Viola Piatrouskaya. Zapraszamy do przeczytania relacji Artura.

Pierwszy raz startowałem w Pasterce w ubiegłym roku. Wtedy przegrałem na własne życzenie. Na 36. km prowadziłem z przewagą około 17 minut, ale potem zgubiłem się dwa razy na trasie i spadłem na drugą pozycję. Czułem niedosyt i pragnąłem zapisać się chociaż raz w historii tego biegu (który uchodzi za jeden z trudniejszych w Polsce) jako zwycięzca.

Niestety i tym razem nie udało mi się uniknąć przygód. Nie było pomyłki na trasie, ale największą wpadkę zaliczyłem już na początku. Było lekko z górki, poczułem, jak z pasa biodrowego wyskakuje niezabezpieczona butelka. Podniesienie jej nie było łatwe, bo była jakieś 2 metry ode mnie – w kierunku linii startu. Startujący ludzie – w tym momencie z przeciwka, bo musiałem się cofnąć – mi tego nie ułatwiali, tylko zderzali się i przy okazji słali bluzgi w moją stronę... ;) W końcu udało mi się podnieść bidon i mogłem zacząć biec. Na tym nie koniec. Okazało się, że ustnik butelki wpadł do środka i powstał otwór, przez który wylewała się woda. Goniąc moich rywali, ciągle wylewałem wodę, mając nadzieję, że może jak będzie jej mniej, to przestanie się sama wylewać, ale jednak tak się nie stało. Musiałem opróżnić ją całkowicie i biegłem przez 8 km bez picia.

Miłosz Szcześniewski (z przodu) i Artur Jabłoński (fot. Piotr Dymus)

Do pierwszego punktu żywieniowego dobiegłem pierwszy, ale ruszyłem z niego już jako drugi. Siłą rzeczy, sporo czasu zabrało mi nawodnienie i zorganizowanie sobie choćby małej butelki z wodą. Na szczęście udało się i może mało wygodnie, lecz już z wodą mogłem wyruszyć dalej. Szybko dogoniłem rywala i z nim kontynuowałem bieg do drugiego punktu żywieniowego, a niecałe 2 km przed nim doszedł nas trzeci zawodnik - Miłosz Szcześniewski, jeden z faworytów. Od razu narzucił nam ostre tempo na zbiegach i podbiegach. Jakoś przed 18. kilometrem kolega zaczął zostawać z tyłu i w końcu zniknął... I od tej pory zaczęła się poważna rywalizacja. Biegłem łeb w łeb z Miłoszem i czułem, że na każdym zbiegu, jak i płaskich odcinkach jest super, ale jak przychodziły podbiegi, to ledwo mogłem mu dotrzymać kroku, a właściwie strasznie zakwaszałem sobie czwórki. Razem, co do sekundy, dobiegliśmy do 28. kilometra, gdzie był ustawiony 3. punkt żywieniowy. Bardzo miło go wspominam, bo udało mi się schłodzić, a nawet zanurzyć głowę w wielkiej beczce z wodą i lekko obmyć po wcześniejszej wywrotce, na szczęście niegroźnej (zaczepiłem o korzeń praktycznie na płaskim terenie).

Tutaj musiało być bardzo gorąco... (fot. Piotr Dymus)

Z trzeciego punktu Miłosz ruszył pierwszy i zaraz uzyskał nade mną przewagę (około 100 m), ale w miarę szybko udało mi się tę przewagę zniwelować. Biegło mi się idealnie. Do momentu, kiedy na mocnych kamienistych zbiegach poczułem pojawiające się pierwsze skurcze w tylnej części prawego uda, co raczej nie za dobrze wróżyło, biorąc pod uwagę walkę o zwycięstwo. Nagle zaczął się mocny podbieg, bardzo kamienisty. Mieliśmy w nogach 33 km. Ku mojemu zaskoczeniu nie tylko ja chciałem pokonać podbieg podchodząc, ale również mój rywal. Jak mu powiedziałem: „A myślałem, że będziesz biegł” - roześmiał się. Tę „ścianę” pokonaliśmy praktycznie marszem w 11 minut. Po podejściu przeszedłem do biegu i już widziałem, że zyskuję stopniową przewagę nad Miłoszem. Przed startem obawiałem się tego fragmentu trasy, a jednak wyszedłem z niego zwycięsko.

Potem był mocny zbieg, gdzie zahaczyłem stopą o korzeń i mocno się usztywniłem. Przestraszyłem się, że polecę i coś sobie zrobię. Na szczęście wyszedłem z tego potknięcia bez szwanku i już bardzo ostrożnie zbiegłem do 4. punku żywieniowego, z którego ruszyłem pierwszy, nie widząc swego rywala.

Gdzieś na trasie (fot. Rafał Bielawa, ieco.pl

Po tym punkcie było już w miarę płasko i lekko z góry - po łące, gdzie w końcu mogłem rozciągnąć swoje zniszczone nogi :) Biegło mi się naprawdę luźno i nie próbowałem biec na siłę. Przed 5. punktem było mocne podejście i tam pojawiły się skurcze w czwórkach, ale na szczęście chwilowe i dobrnąłem to punktu, gdzie nawet nie chciałem dużo pić, wiedziałem, że zostało do końca 7 km, a właściwie z 6 km trudnego biegu i 1 km po asfalcie, czego już nie mogłem się doczekać :) Ostatni odcinek trasy (podejście skalnymi schodami do samej mety) pokonałem praktycznie marszem, bo dowiedziałem się, że mam sporą przewagę, a więc już nie widziałem potrzeby, by się mordować, mając na uwadze czekający mnie za tydzień start - w ultra TriCity Trail.

Najlepsza wśród pań - Viola Piatrouskaya (fot. Piotr Dymus)

Jak na moją kondycję to był udany start. Od sierpnia zeszłego roku miałem problem z ścięgnem Achillesa. Dopiero jakieś 3 miesiące temu zacząłem regularnie trenować i też nie do końca w takim zakresie i z taką intensywnością, z jaką bym chciał. Połączenie startów ulicznych i górskich nie jest proste – jedno drugiemu trochę przeszkadza. Może i chciałbym trenować bardziej specyficznie biegi górskie, ale niestety brakuje mi do tego warunków. Mieszkam pod Warszawą i tak naprawdę głównym terenem treningów pod góry są warszawskie Łazienki, gdzie z moją drużyną Dream Run staramy się trenować crossy i podbiegi raz w tygodniu. Ale jak widać na moim przykładzie, można biegać w miarę dobrze biegi płaskie, jak i górskie. „W miarę dobrze” – bo mam świadomość, że do mistrzostwa mi jeszcze daleko.

Przypomnijmy, że VI Supermaraton Gór Stołowych odbył się na dystansie ok. 50 km. Trasa prowadziła szlakami turystycznymi polskich Gór Stołowych i czeskich Broumovskich Sten. Do pokonania były przewyższenia rzędu +2200/-2000 m.

Wyniki czołówki:

MĘŻCZYŹNI:

Artur Jabłoński - 4:44:53

Miłosz Szcześniewski - 4:58:08

Robert Dudzik - 5:50:23

KOBIETY:

Viola Piatrouskaya - 05:41:22

Natalia Tomasiak - 06:03:39

Agnieszka Malinowska - 06:18:24

Pełne wyniki znajdują się TUTAJ.

Zdjęcie główne: Rafał Bielawa - ieco.pl

Sponsor tytularny